W sadach Kanady zabraknie zapylaczy?
Zdjęcie: Freepik.
Sadownicy z Okanagan (Kolumbia Brytyjska, Kanada), którzy od jakiegoś czasu borykają się z problemami takimi jak brak rąk do pracy i niskie ceny za owoce, teraz prawdopodobnie będą mierzyć się także z niedoborem pszczół miodnych.
– Nie chcę przesadzać, ale był to najtrudniejszy sezon w całej naszej 20-letiniej „historii zapylania” – mówił pszczelarz Kevin Dunn. – Był bardzo, bardzo stresujący i bardzo, bardzo trudny pod względem utrzymania pszczół… w przyszłym roku prawdopodobnie znowu będzie ich za mało (by odpowiednio zaopatrzyć sadowników).
Dunn i inni dzierżawcy uli obwiniają za ten stan rzeczy niespodziewane, wyższe niż normalnie, straty rodzin pszczelich, w niektórych regionach w wyniku fatalnej pogody, co zawodowych pszczelarzy kosztowało setki tysięcy dolarów. Ponadto mówi się o częstym, nieprawidłowym użyciu pestycydów przez samych sadowników i uprawy monokulturowe, które nie sprzyjają bioróżnorodności.
– Pracujemy z dwoma partnerami z Peace River i obaj mieli gigantyczne straty rodzin pszczelich, których przyczyny ciągle są ustalane – powiedział Dunn.
To oznacza mniej uli do zapylania sadów. Ocenia się, że obecnie w stanie Kolumbia Brytyjska jest 60 000 rodzin pszczelich, czyli około ćwiartki liczby, która zwykle jest wykorzystywana do zapylania upraw komercyjnych.
Czytaj także: Prawa Ukrainy - nowy program wspierający pszczelarstwo
Każdego roku rodzina Dunnych wypożycza ponad 200 własnych uli i dzierżawi ponad 900 na jeden dzień lub kilka tygodni. Dzierżawa jednego ula kosztuje 100 dolarów kanadyjskich, a kwota ta jest ponoć „niezwykle niska”, biorąc pod uwagę, co dzieje się z pszczołami i to, że ule muszą być rozmieszczane ręcznie przez doświadczonych pszczelarzy – a tych nie ma wielu.
Źródło: Vancouversun.com