Coraz częstsze kradzieże uli w USA
Zdjęcie: megafilm, freepik.
Tak jak pisaliśmy tutaj, w USA coraz bardziej opłaca się wywozić ule na uprawy, by dostawać za to wynagrodzenie, niż produkować miód. Biznes stał się tak intratny, że od 2016 roku bardzo wzrosła liczba przypadków kradzieży rodzin pszczelich. W 2015 roku skradziono 101 uli, w 2016 skradziono 1695, a w 2017 – 1048.
Liczby skradzionych uli się wahają, jednak wszyscy zaangażowani twierdzą, że jest to trend, który się utrzymie. Pszczelarze będą musieli ponieść dodatkowe inwestycje w technologie, by lepiej zabezpieczać się przed złodziejami.
Po każdej zimie w USA pada 40% rodzin pszczelich. Tymczasem zapotrzebowanie na owady zapylające cały czas wzrasta. Dlatego jeszcze kilka lat temu wynajęcie jednego ula wynosiło 35 dolarów, a obecnie jest to kwota 200 dolarów. Usługi zapylające (niekoniecznie pszczelarstwo, jakiego obraz nosimy w umysłach), to potężny biznes, który popycha do kradzieży desperatów i gangi. Dlatego w Kalifornii, dokąd w sezonie zapylania migdałów ściąga 2/3 wszystkich uli znajdujących się w USA, powstał oddział policji specjalizujący się w odszukiwaniu złodziei rodzin pszczelich.
Czytaj także: Cienie produkcji migdałów
Mike Potts zabrał ule z Oregonu, by dostarczyć je do kalifornijskich sadów migdałowych. Przewiózł tam 400 uli. Rozładował je przy mieście Yuba, ale gdy wrócił po kilku dniach, odkrył, że zniknęły 92 pnie.
– Zwykli ludzie nie mogą tak po prostu ukraść 500 uli za pomocą wózka widłowego i ciężarówki – mówił Charley Nye badacz pszczelarstwa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis – więc to naprawdę mała grupa ludzi, która jest w stanie je ukraść. Jednak zysk jest na tyle duży, że kradzież staje się kusząca.
Kolejnym przykładem jest sytuacja z Fresno w Kalifornii, gdzie policjanci ujrzeli widok pokrewny rzeźni. Ule rozrzucone byle jak po polu, niektóre otwarte, przewrócone z wybebeszonymi ramkami, inne porysowane i unurzane w farbie. Nad wszystkim unosiły się wściekłe robotnice setek rodzin. Policjanci nie opuścili samochodu i ze zgrozą obserwowali widowisko.
– To była dziupla złodziei uli – mówił Andres Solis, detektyw z Fresno, który specjalizuje się w przestępstwach rolniczych – żaden z korpusów nie pasował, wszystko było w nieporządku. I było tam pełno agresywnych pszczół.
Czytaj także: Rynek produktów pszczelich rośnie
Policja wezwała na miejsce pszczelarzy, którzy ocenili, że w dziupli znajdowało się 2500 uli różnych właścicieli. Zatrzymano mężczyznę, który chciał pomnożyć liczbę rodzin i wynajmować je plantatorom.
Ciągle rosnący popyt na pszczoły sprawia, że pszczelarze są coraz częściej narażeni na kradzieże uli i w najbliższych latach trend będzie się utrzymywał.
Źródło: the Guardian